czwartek, 26 marca 2009
środa, 25 marca 2009
biała gorczyca czyli porady starego rockmana
Przeziębienia za mną szaleją. Katar trwa 2 tygodnie, a nie tydzień, a potem jest jeszcze na ogół epilog w postaci wycieczki w oskrzela. Zniechęcona nieskutecznością farmaceutyków, postanowiłam uciec się do metod niekonwencjonalnych. Siły natury. Zabobon? Niezupełnie.
Poszukując przepisu na sporządzenie syropu z cebuli, natknęłam się na metodę kuracji ziarnami gorczycy, o właśnie tu:
Pan Marek Piekarczyk to stary rockman z zespołu TSA. Jego rady wydały mi się tak dziwne, a i tak sympatyczne, że uznałam, że zaryzykuję.
Wieczorem zawinęłam więc stopy w flanelę posypaną gorczycą, skarpety i myk! do łózka.
Gorczyca grzeje jak piec, jak kot! Coś niesamowitego! Sama z siebie! Jakbym czuła smak pieprzu stopami! To zasługa olejków eterycznych. Stąd moja ważna rada: jeśli nie zużyjecie od razu całej torebki gorczycy, to od razu bardzo szczelnie ją zalepcie. W przeciwnym razie olejki się ulotnią i pozostała gorczyca straci swą "moc" - wtedy trzeba ją zemleć.
Rano - o wiele lepiej! Dziś piąty dzień przeziębienia i myślę, że tym razem tydzień mi wystarczy.
Aha, oprócz tego piję właśnie syrop z cebuli (plastry poprzesypywane cukrem odstawić na kilka godzin w ciepłe miejsce, aż puszczą sok) oraz żółtą mieszankę: łyżka oliwy, łyżka miodu i sok wyciśnięty z połówki cytryny. Każdy z syropów 2-3 razy dziennie.
czwartek, 19 marca 2009
J Ó Z E F !!!
Dziś świętego Józefa.
Bardzo Go lubię. I walczę ze stereotypem Józefa - zwiędniętego staruszka.
W galerii Brera w Mediolanie znajduje się scena przepięknie wymalowana przez Bernardo Luiniego: Józef z Maryją wracają z zaślubin. Trzymają się za ręce. Uśmiechają do siebie, tak jak bardzo zakochani. Józef jest zwyczajnym, młodym facetem. Z ludzkimi emocjami, ze swoim "wiem - nie wiem", "jestem zmęczony" i "mam ochotę pożartować".
I za to Go właśnie lubię. Za tę Jego zwyczajność, nie za lukrowany heroizm.
Właśnie to, że był tak zwyczajny, w najlepszym znaczeniu tego słowa, sprawia, że dla mnie to prawdziwy Bohater codzienności.
obrazek maleńki, innego nie posiadam - trzeba jechać do Mediolanu!
A imieniny obchodzi ś. p. xiążę Józef Poniatowski. Bohater innego rodzaju - wiarygodności w moich oczach dodaje mu, paradoksalnie, jego burzliwa młodość. Zero udawania. Maksimum szczerości.
Z tej sympatii wymalowałam go jakiś czas temu na ścianie w kuchni.
Bardzo Go lubię. I walczę ze stereotypem Józefa - zwiędniętego staruszka.
W galerii Brera w Mediolanie znajduje się scena przepięknie wymalowana przez Bernardo Luiniego: Józef z Maryją wracają z zaślubin. Trzymają się za ręce. Uśmiechają do siebie, tak jak bardzo zakochani. Józef jest zwyczajnym, młodym facetem. Z ludzkimi emocjami, ze swoim "wiem - nie wiem", "jestem zmęczony" i "mam ochotę pożartować".
I za to Go właśnie lubię. Za tę Jego zwyczajność, nie za lukrowany heroizm.
Właśnie to, że był tak zwyczajny, w najlepszym znaczeniu tego słowa, sprawia, że dla mnie to prawdziwy Bohater codzienności.
obrazek maleńki, innego nie posiadam - trzeba jechać do Mediolanu!
A imieniny obchodzi ś. p. xiążę Józef Poniatowski. Bohater innego rodzaju - wiarygodności w moich oczach dodaje mu, paradoksalnie, jego burzliwa młodość. Zero udawania. Maksimum szczerości.
Z tej sympatii wymalowałam go jakiś czas temu na ścianie w kuchni.
piątek, 13 marca 2009
wtorek, 10 marca 2009
Wielki Post u mnie w domu
niedziela, 8 marca 2009
martwe natury
Oto martwe natury, które spotkałam pewnej sierpniowej soboty na targu w Jarosławiu.
I nie same zdjęcia przecież, lecz ich bohaterowie kazali mi się zastanowić: Chardin? Sanchez Cotan? les petits maîtres? Sebastian Stosskopf? Giovanna Garzoni?
IL FÁSOLO?
I nie same zdjęcia przecież, lecz ich bohaterowie kazali mi się zastanowić: Chardin? Sanchez Cotan? les petits maîtres? Sebastian Stosskopf? Giovanna Garzoni?
IL FÁSOLO?
i kolejna rzecz do posłuchania:
Odpowiedzi w następnym odcinku.
kazimierzowo
Świętego Kazimierza przypadało w środę. Zanim temat zrobi się całkiem nieaktualny - wizerunek cnotliwego królewicza z kościoła w Janowie Lubelskim
Natomiast w ubiegły poniedziałek przypadał u polonii amerykańskiej Casimir Pulaski day - a to stanie się pretekstem do umieszczenia linka do piosenki Sufjana Stevensa - "Casimir Pulaski day" właśnie. Niby smutne, ale dla mnie paradoksalnie i krzepiące. Klik!
http://www.youtube.com/watch?v=KGEMx3TKxNc
Samo wideo niby takie sobie, ale podoba mi się na końcu wchodzenie pod górę po śladach innych ludzi, co wcześniej tamtędy szli. Nie wiem, czy to zamierzona aluzja do śmierci, o której jest w piosence, ale tak mi na myśl przyszło, to ładne.
Natomiast w ubiegły poniedziałek przypadał u polonii amerykańskiej Casimir Pulaski day - a to stanie się pretekstem do umieszczenia linka do piosenki Sufjana Stevensa - "Casimir Pulaski day" właśnie. Niby smutne, ale dla mnie paradoksalnie i krzepiące. Klik!
http://www.youtube.com/watch?v=KGEMx3TKxNc
Samo wideo niby takie sobie, ale podoba mi się na końcu wchodzenie pod górę po śladach innych ludzi, co wcześniej tamtędy szli. Nie wiem, czy to zamierzona aluzja do śmierci, o której jest w piosence, ale tak mi na myśl przyszło, to ładne.
sobota, 7 marca 2009
a na Ursynowie muzyka!
Drugi łikend z rzędu po Ursynowie chodzą muzykujący Cyganie.
Kwartet o zmiennym składzie: poprzednio 3 tuby i trąbka, dziś 2 tuby i dwa klarnety.
Na tubach mosiężnych widać ślady klepania, ręcznej roboty.
Zjawisko! Wraca wiosna, wraca życie. Aż można nagle poczuć: jestem tu i teraz.
Serdeczne podziękowania!
zdjęcie oczywiście z okna :)
Z wczesnego dzieciństwa pamiętam jeszcze nasze rodzime kapele podwórkowe na Ursynowie, ale zniknęły. Jednak w obliczu powyższego nie trzeba rzewnie płakać "Mais où sont les neiges d'antan!"
Kwartet o zmiennym składzie: poprzednio 3 tuby i trąbka, dziś 2 tuby i dwa klarnety.
Na tubach mosiężnych widać ślady klepania, ręcznej roboty.
Zjawisko! Wraca wiosna, wraca życie. Aż można nagle poczuć: jestem tu i teraz.
Serdeczne podziękowania!
zdjęcie oczywiście z okna :)
Z wczesnego dzieciństwa pamiętam jeszcze nasze rodzime kapele podwórkowe na Ursynowie, ale zniknęły. Jednak w obliczu powyższego nie trzeba rzewnie płakać "Mais où sont les neiges d'antan!"
a zeszłej niedzieli...
trochę "z szuflady" na dobry początek
Zdjęcia temu, co dookoła, co na co dzień, robię już od jakiegoś czasu. Pewnie nic w tym nadzwyczajnego - ktoś mógłby rzec. Nie każdy jednak ma za oknem to samo. A mnie się wszak zdaje, że to właśnie, co najzwyklejsze, jest źródłem zaskakującego bogactwa. Nie odkrywanie Ameryki mnie najbardziej pociąga, ale tego, co blisko i na co dzień. Zresztą trudno już powtórzyć wyczyn Kolumba. A jednak... wystarczy niewiele, by mieć swoją galerię Uffizzi. Na wyciągnięcie ręki.
Na początek kilka martwych natur, na które się natknęłam w domu.
Na początek kilka martwych natur, na które się natknęłam w domu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)