Przeziębienia za mną szaleją. Katar trwa 2 tygodnie, a nie tydzień, a potem jest jeszcze na ogół epilog w postaci wycieczki w oskrzela. Zniechęcona nieskutecznością farmaceutyków, postanowiłam uciec się do metod niekonwencjonalnych. Siły natury. Zabobon? Niezupełnie.
Poszukując przepisu na sporządzenie syropu z cebuli, natknęłam się na metodę kuracji ziarnami gorczycy, o właśnie tu:
Pan Marek Piekarczyk to stary rockman z zespołu TSA. Jego rady wydały mi się tak dziwne, a i tak sympatyczne, że uznałam, że zaryzykuję.
Wieczorem zawinęłam więc stopy w flanelę posypaną gorczycą, skarpety i myk! do łózka.
Gorczyca grzeje jak piec, jak kot! Coś niesamowitego! Sama z siebie! Jakbym czuła smak pieprzu stopami! To zasługa olejków eterycznych. Stąd moja ważna rada: jeśli nie zużyjecie od razu całej torebki gorczycy, to od razu bardzo szczelnie ją zalepcie. W przeciwnym razie olejki się ulotnią i pozostała gorczyca straci swą "moc" - wtedy trzeba ją zemleć.
Rano - o wiele lepiej! Dziś piąty dzień przeziębienia i myślę, że tym razem tydzień mi wystarczy.
Aha, oprócz tego piję właśnie syrop z cebuli (plastry poprzesypywane cukrem odstawić na kilka godzin w ciepłe miejsce, aż puszczą sok) oraz żółtą mieszankę: łyżka oliwy, łyżka miodu i sok wyciśnięty z połówki cytryny. Każdy z syropów 2-3 razy dziennie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz