Na tyłach, szeptem, towarzysze nienatarczywi, a jakże potrzebni.
Piękny czas poza czasem, czas w którym wszystko brzmi w doskonałej harmonii: muzyka, słowo i obraz. Cisza i dźwięk. Czas, w którym nawet zmęczenie jest błogosławieństwem, stanem w którym to my, ale już nie my. Wszystko dzieje się samo. I choć żal schodzić z góry Tabor, to jest wielki sens w zgodzie na utratę i tęsknotę. Wielkie bogactwo. Wielka wdzieczność.
http://festiwal.jaroslaw.pl/
środa, 2 września 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Jezu. Straszne. "Mro żonki" to takie gwarowe memento...
Ano une mro i mro! Ło matko! Biedne wdowce!
Prześlij komentarz